Hans Landa to ugrzeczniona kopia postaci granej tutaj przez McDowella (nawet delektuje się szklanką mleka). Nie odnotował tego chyba żaden z polskich krytyków spuszczających się nad rolą Waltza u Tarantino ;)
Twoja ocena McDowella,ze wszech miar trafna.I wbrew pozorom on jest lokomotywą tego arcydzieła,a nie Anthony Quinn,czy inni.
Odnoszę wrażenie, że McDowell parodiuje swój własny występ z Mechanicznej Pomarańczy. Ale tam był naturalny w swoim byciu niegodziwcem a tutaj jest po prostu niestrawny. A scena gdy ściąga spodnie pokazując gatki ze swastyką budzi niedowierzanie z którego wyrywał mnie krzyk przerażenia kobiety. Nawet nie jest wiarygodny jako nazista - całkowity brak szacunku dla symboliki i Wodza (ale to najmniejszy problem). Nie wiem, czy on myślał, że gra w gore-porno jakim była Elza - Wilczyca z SS? Ale von Berkov to jedyna rzecz, którą można zapamiętać z tego filmu, choć bardzo chciałbym wyrzucić ją ze swojej pamięci. Waltz ślizga się na granicy parodii i zła co świetnie mu wychodzi. McDowell po prostu stworzył parodię tak "przedobrzoną" że bliżej mu do portretów nazistów z kreskówek z czasów II Wojny Światowej.