Takiego poczucia żenady i gwałtu na umyśle nie doświadczyłem na żadnym filmie już dawno. Po 30 minutach reklam w multikinie, gdy w końcu film wystartował, okazało się, że blok reklamowy dalej leci w najlepsze. Scena przy automacie, w którym jest tylko Princessa, spokojnie mogłaby wylądować w tv i być emitowana w czasie przerwy w Milionerach. Na planie jak ktoś zamawia obiad oczywiście robi to przez pyszne.pl a jedyny środek transportu pod ręką to mytaxi. Zero subtelności, chamska reklama prosto na ryj.. I może dałoby się to przeżyć gdyby film się bronił.. Ale się nie broni. Przerysowane aktorstwo "na siłę", reżysersko jakiś koszmar, Karolak profanujący świetną scenę z Rocky'ego... Dalej scena z whisky przy barze. "Zły" milioner ubrany na czarno chce się oświadczać po 2 dniach znajomości i biały rycerz Stuhr. Budda na stole wigilijnym, pies i paralizator, do tego Iza Miko znęcająca się nad kolędą. Lista żenady jest długa, niejednokrotnie podczas seansu miałem odruch wymiotny. Zdecydowanie nie polecam.
Scena z whisky przy barze: ten tekst, który mówi Tomek do milionera, że milioner nie słyszał jak Ania śpiewa pod prysznicem itd. - gadka w tym sensie była w "Buntowniku z wyboru" kiedy to bohater grany przez Robina Williamsa mówi do bohatera granego przez Matta Damona, że może on jest genialny i szybko się uczy, ale nic nie przeżył i nigdzie nie był itd.
To po cholerę ludzie chodzicie na te polskie "komedie romantyczne" do kin, płacicie tym cwaniakom kasę, skoro raz, drugi się na tym szajsie sparzyliście? W Polsce nigdy nie będą się starać zrobić czegoś z pomyślunkiem, skoro widzą, że nie warto się wysilać, bo Polacy i tak na byle g.wno pójdą, bo już nie pamietają, jak wygląda zgrabnie wykonany, zaskakujący, nieżenujący film. I kółko się zamyka.