Znudzona życiem i swoim związkiem para intelektualistów snuje się po ulicach, żeby skończyć na imprezie u milionera-prostaka, gdzie z całą siłą uzmysławiają sobie, jak bardzo są znudzeni i jak bardzo się snują po ulicach. Ona, teatralnie samotna, z buzią w podkówkę i wiecznym fochem. On, przeżywający kryzys twórczośredni i gotowy oddać duszę kapitaliście, jako nadworny poeta w jego fabryce. Między nimi - Monica Vitti - mimo rubinów cierpi i moknie w deszczu, patrzy w dal, choć w paszporcie ledwo dwadzieściakilka lat. Jak to u tego reżysera: wszystko estetyczne i mądre, tylko podlane nudną.
Antonioni-kontestator jest o wiele lepszy niż to neorealistyczne snucie się po ulicach i smędzenie o pustce egzystencji. Sorry, Zabriskie Point ciągle górą, więc tym razem 5 na 10.
Trafna recenzja. Dopiero zaczęłam oglądać i już się zgadzam. Nie wypada krytykować Antonioniego ale to nie krytyka, to prawda.