warto zaznaczyć, że ten film został stworzony nie przez filmowca a przez człowieka działającego zazwyczaj na innych płaszczyznach sztuki i z tego co się orientuję nie z zamiarem rozpowszechniania w kinach. aktorzy też brali w tym udział bardziej jako w ramach nietypowego "projektu". oczywiście jeśli ktoś go próbuje porównywać do "3:10 do Yumy" czy innych perełek westernu to z góry skazany jest na porażkę, ale trzeba pamiętać, że nie taki był chyba cel twórcy.
A ja właśnie mam wrażenie, że reżyser sam nie wiedział czego chce. Są w tym filmie sceny z antywesternu i są sekwencje pseudoartystowskich eksperymentów - na bardzo cienkim i mało oryginalnym poziomie. Moim zdaniem, gdyby skupić się na opowiadaniu historyjki - byłby ciekawy film. Gdyby reżyser nie był współproducentem i nie wtrącał się na etapie montażu... kto wie? W końcu 15, 10 do Yumy - wersja oryginalna - została uratowana od klapy decyzją producenta po pokazach przedpremierowych.