Ale,z tą muzyką Morricone-zawsze mnie strasznie rozwala psychicznie..Mimo to-wracam do niego..To jest geniusz prawdziwego kina! Nie czuje się upływu godzin,gra bywa niespieszna,stosownie do sceny w scenariuszu;jak to mawiał genialny Zapasiewicz,na pytanie reżysera z próby do Teatru Telewizji-"dlaczego robisz takie zawieszenia?Ciszę?"-"bo umiem.." odpowiedział Zapasiewicz..Teraz filmy są szybkie,efekty specjalne,sylwetki nagrywane z czujnikami komputerowymi na ciele,dopiero potem przyoblekane komputerowo w kostiumy..Wszystko jest sztuczne i widz nie ma już pewności,co jest filmem kamery a co obróbką komputerową tysiąca specjalistów..Tu jest wszystko tak..urokliwie surowe!Przwdziwe!Niespieszne,a muzyka Morricone daje scenom następny i następny i jeszcze następny poziom rozszyfrowywania poszczególnych scen!Ta muzyka-dotyka wnętrza ,jak otwartej,najskrytszej,żywej rany!Nie można się uchronić przed jej oddziaływaniem,niemal hipnotycznym.. I gra aktorów!Zwłaszcza de Niro!Ten film zawsze mną wstrząsa..Nie zawsze mogę,czuję się na siłach go znowu obejrzeć..Mimo to wracam do niego..Na kolanach..